Będę szczery. To był najbardziej wkurwogenny mecz jaki ostatnio grałem.
Zaczęło się od trzęsienia ziemi - kontuzja na saurusie z siłą 5 od kamienia :/
Potem Garret mnie bił i raz faulował (kontuzja, KOsy) jakbym miał pancerz z papieru.
Pierwszą połowę od 5 tury grałem w zestawie 3 skinki i 2 saurusy :/
Garret chciał przystalować jedną turę i wyszły mu oczy węża przy bloku na skinku przez co nie przyłożył.
II połowa z KO wstaje 2 na 4.
Zaczynam 7vs10 (4 saurusy i 3 skinki) - rzeźba w gównie.
No i mogła się ta rzeźba udać, ale trochę gra mnie oszukała, bo skink robiąc unik nie zdał testu i nie wykorzystał umiejętności tylko robiłem reroll, który zdałem. Niestety kolejne pole znowu nie zdał, ale nie skorzystał jebany z umiejętności.
Garret podniósł i biegł. W ostatniej swojej turze spróbowałem zrobić unik saurusem, żeby powalić typa z piłką - w takim przypadku nie byłoby szansy na przyłożenie, ale saurus się wypierdolił wraz z rerollem.
Gratulacje dla Garreta za zwycięstwo - grał równo i wykorzystywał każdą szansę jaką mógł.
Yeti co prawda nie robił wyników, ale tylko raz złapał wild animala
Dla mnie ten wynik oznacza prawdopodobnie pożegnanie się z pucharem, ale w kolejnych meczach "tanio skóry nie sprzedam".